Chyba można powiedzieć, że to już tradycja. No, bo jeśli coś wydarza się trzeci rok z rzędu, to można to uznać za nową tradycję, prawda?
Od trzech lat w dzień 2go listopada pewna niezwykła, utalentowana i obdarzona fenomenalnym poczuciem humoru kobieta robi mi całkiem wyjątkowy prezent urodzinowy!
Właściwie za lepsze i bardziej wzruszające prezenty, jakie kiedykolwiek otrzymałam, mogę uznać tylko dwa – ten, który „przyniósł mi Mikołaj”sześć lat temu i pierścionek zaręczynowy
No, dobra, bo wstęp robię przydługi, pora przejść do konkretów – Sabina z bloga Ratunku, Italia, od trzech lat pisze w moje urodziny opowiadanie-prezent, którego jestem bohaterką!
A wraz ze mną występuje tam kilka fantastycznych blogerek. Opowiadania te, oprócz tego, że strasznie mnie wzruszają (bo to cudowne, że komuś na drugim krańcu Europy chce się poświęcać swój czas i angażować talent tylko po to, by zrobić mi urodzinową przyjemność), są niesamowitą czytelniczą ucztą, dzięki czaderskiej dawce humoru, w którym Sabina jest mistrzynią.
To jednak nie koniec całej wspomnianej tradycji. Bo tradycją jest również, że po ukazaniu się wpisu Sabiny, bohaterki historii dopisują jej dalsze części.
W tym roku drugi fragment opublikowała Antyterrorystka, dostarczając mi ponownie ogromnej ilości zabawy, wzruszenia i uśmiechu.
Teraz przyszła kolej na mnie A poprzeczkę dziewczyny ustawiły mi naprawdę wysoko!
Pierwszą część opowiadania znajdziecie u Ratunku, Italia -> TUTAJ
Drugą część opowiadania znajdziecie u Antyterrorystki -> TUTAJ
*
Wieczorne zorze rozświetlały niebo na zachodzie i złotoczerwone smugi światła odbijały się w tafli Jeziora Garda. Odległe góry przybrały barwy fioletu i szarości, rozrzucone nad brzegiem miasteczka migotały ciepłym blaskiem zapalających się ulicznych latarni.
Leonardo siedział na tarasie przytulnej knajpki, usytuowanej tuż przy wodzie, skąd mógł podziwiać rozległy wieczorny krajobraz. Kończył właśnie swoje spaghetti po neapolitańsku.
Kilka dni wcześniej, na ekrany kin wszedł film „Jesień w Neapolu”, który z miejsca stał się światowym hitem i świat oszalał na punkcie wszystkiego, co neapolitańskie. Leonardo filmu nie widział, a spaghetti z pomidorowym sosem po prosu zawsze lubił.
Kiedy przełknął ostatni kęs, z westchnieniem sięgnął po leżącą obok teczkę i jeszcze raz przejrzał zgromadzone w niej materiały. Wcale nie uśmiechało mu się od razu zabierać się do pracy. Dopiero co wrócił z Wiednia, gdzie rozpracowywał siatkę rosyjskiej mafii, przy okazji wplątując się w romans, który złamał mu serce. Liczył na kilka dni odpoczynku w rodzinnych stronach, jednak to, co było w teczce, nie pozostawiało złudzeń – urlopu nie będzie.
Sprawa wyglądała na grubą międzynarodową aferę, a on, Leonardo Moretti* był w końcu najlepszym agentem Interpolu.
Akta w teczce dotyczyły nie tylko Ojca Chrzestnego włoskiej mafii, Dona Koralone i tajemnic Watykanu, ale także kilku awanturniczych Polek, a stosunki między Polską a Italią były już i bez tego mocno napięte.
Wszystko przez niejaką Sabinę Trzęsącą-Pingpong (występującą swego czasu pod pseudonimem Pyza po śródziemnomorsku), która przez pewien czas publikowała artykuły szkalujące włoskich notabli.
Działalność Trzęsącej-Pingpong nie tylko wywołała burzę w Italii, lecz również sprowokowała Austriaków, którzy wznieśli protesty pod hasłem: „Pyza to knedel, a knedel jest nasz!„. Na to włączyli się Czesi z awanturą, że przecież knedliczki należą tylko do nich.
Chodziły zresztą słuchy, że na knedlach i knedliczkach się nie skończyło, coś tam poszło też o kabanosy i frankfurterki, Leonardo już nie chciał wnikać. Starczyło mu wiedzieć to, że zrobił się – pozostając w tych kulinarnych klimatach – niezły pasztet.
Moretti westchnął ponownie i uznał, że czas się zbierać. Wiedział, że nie musi jechać daleko. Wszystko miało się rozegrać właśnie tu, nad Lago di Garda.
Sięgnął po leżący na krześle obok kowbojski kapelusz i założył go na głowę. Uregulował rachunek, a wychodząc, zdążył jeszcze usłyszeć szepty kelnerek:
– Ale przystojniak, widziałaś, Lucia?
– Który, który, Francesca?
– No, jak który, ten Facet w Kapeluszu!*
Tymczasem niemal na drugim końcu Włoch trwała brawurowa akcja ratunkowa. I wszystko poszłoby sprawnie, gdyby nie Wredny Fejs, który dowiedziawszy się, że znienawidzone przez niego kobiety są znów w Italii, postanowił przeprowadzić zemstę.
Wredny Fejs był synem znanego skądinąd Krótkiego-Malutkiego, gangstera, który został pokonany przez babską bandę z Polski. Nigdy nie wybaczył kobietom tego, jak skompromitowały jego ojca i poprzysiągł zemstę. Przez długi czas zbierał informacje na temat Gosi Juhas, Katarzyny Przesmyk i oczywiście Matki na Szczycie, której nie znosił najbardziej. Gdy okazja do uderzenia się nadarzyła, był dobrze przygotowany.
Pojawił się pod kliniką „Urwana skóra” w momencie, kiedy Gosia Juhas próbowała uciekać po prowizorycznej linie z apaszek.
– O, może nam pan pomóc? – zawołała na jego widok Matka na Szczycie, nieświadoma, że ma przed sobą największego wroga. Wprawdzie Wredny Fejs miał wyjątkowo wredny i odpychający fejs, to jednak w tamtej chwili każda pomoc była na wagę złota.
– Ratujesz ją? – zapytał bez ogródek wstrętny typ, brodą wskazując na Gosię Juhas.
Matka na Szczycie zamrugała zdziwiona. Nigdy nie była zbyt dobra w szybkim kojarzeniu.
– Przecież ona zgarnęła ci sprzed nosa Planner Pełen Chaosu! – dodał. – Wszyscy wiedzą, że należał się tobie!
Matka na Szczycie gwałtownie spurpurowiała. Wredny Fejs, wiedząc o niej prawie wszystko, doskonale umiał uderzyć w czuły punkt.
– To ty jesteś królową chaosu! – wykrzyknął.
– Tak, ja! – podłapała Matka na Szczycie i z furią zaczęła rozrywać apaszki, niszcząc jedyną drogę ratunku Gosi.
– Ej, oczadziałaś?! – krzyknęła przerażona Juhas.
Dorota Wacik, która akurat poprawiała makijaż w łazienkowym lustrze, rzuciła się do biegu, przestraszona tymi krzykami. Rzuciła trzymane w rękach waciki i skoczyła Gosi na ratunek. Niestety, poślizgnęła się na rozrzuconych wacikach i padła do przodu, ostatecznie wypychając biedną Gosię z okna.
Gosia Juhas nie takie rzeczy już przeszła. Miała za sobą lekcje skoków spadochronowych, nurkowania z rekinami i patroszenia niedźwiedzi, więc doskonale wiedziała, jak się zachować w każdej sytuacji. Rozłożyła w locie ręce, czyniąc lotnię z obszernego szpitalnego szlafroka. Wylądowała bez szwanku. No, prawie bez szwanku.
– Twoje jedynki! – wrzasnęła przerażona Dorota Wacik, która zdążyła zbiec przed budynek.
Gosia Juhas rozejrzała się, podniosła z trawy górne jedynki i bez problemu zamontowała je na miejsce.
– Od czasu tych skoków spadochronowych zamontowałam sobie zawiasy na zęby, to znacznie ułatwia życie – wyjaśniła radośnie osłupiałej Wacik. – A teraz, gdzie jest ta wredna małpa ze Szczytu?! Co z niej za baba! Tobie ukradła urodziny, a mnie chce ukraść mój bezcenny chaos!
Kobiety rozejrzały się, ale po Matce na Szczycie nie było żadnego śladu. Zniknął również Wredny Fejs.
– Może pojechała ratować Katarzynę Przesmyk? – zastanawiała się Dorota Wacik.
– Do Watykanu? Nie ma szans – kategorycznie odparła Juhas.
– Skąd ta pewność?
– Słyszałam, że papież wprowadził tam zakaz palenia. Matka na Szczycie by tam nie wytrzymała.
– To, co teraz… – Dorota Wacik bezradnie rozłożyła ręce, zauważając mimowolnie jak wysoka trawa okala teren ośrodka „Urwana skóra”. Pomyślała, że jej mąż nigdy nie dopuściłby do tego, by trawa tak bardzo wyrosła, a z kolei ta myśl wywołała ukłucie tęsknoty. Dorota Wacik wyjęła z kieszeni wacik i dyskretnie przetarła załzawione oczy. I wtem, wśród wysokiej trawy, spostrzegła jakąś karteczkę.
Kiedy ją podniosła, jej oczom ukazała się taka wiadomość:
Pojechałam nad Lago di Garda, tam będzie wielki skandal i tam się wszystko wyjaśni.
P.S. A Planner Pełen Chaosu będzie mój!
MnSz
Kobiety osłupiałe wpatrywały się w wiadomość. Były tak zagubione, że nie zostało im nic innego, jak skontaktować się ze swą włoską przyjaciółką, Sabiną Trzęsącą-Pingpong i prosić ją o pomoc.
– Wiem, że brylujesz na sardyńskich salonach i przepuszczasz majątek w kasynach, ale bardzo cię potrzebujemy! – załkała Juhas, dzwoniąc do Sabiny. – Bez Ciebie nie damy rady!
– Jestem w drodze nad Jezioro Garda – brzmiała odpowiedź przyjaciółki.
– Co?! – Juhas o mało nie wypuściła telefonu z rąk.
– Szykuje się tam wielki skandal, a mnie skandale przyciągają jak miód pszczoły – odparła dumna z siebie Trzęsąca-Pingpong. – Opiszę go potem na blogu i dodam, że to seks skandal!
– Jaki seks skandal?! – Gosia nic nie rozumiała.
– Żaden, ale jak dodam „seks” to będę mieć więcej wejść na bloga. Może wrzucę jeszcze coś o pieniądzach i przemocy, i wtedy aż się serwery przegrzeją od skoku moich statystyk.
Załamana Gosia nie miała pojęcia, co dzieje się z jej przyjaciółkami. Najpierw Matka na Szczycie w jednej chwili się od niej odwróciła, a teraz Sabina goni za jakąś tanią sensacją. Zaczynała podejrzewać, że Katarzyna Przesmyk w lochach Watykanu również mogła przejść jakąś porażającą przemianę.
Już chciała się rozłączyć, gdy Trzęsąca-PingPong dodała:
– Aha, Przesmyk jest ze mną. Po pobycie nad Jeziorem Garda będziemy razem uciekać przez Alpy do Szwajcarii. Znam tam pewnego producenta sera, który nam pomoże się ukryć.
– Dlaczego?!
– Katarzyna Przesmyk odkryła szokujące tajemnice w podziemiach Watykanu. Ledwo udało nam się z nimi uciec. Żeby się wydostać, musiała się przebrać za zakonnicę, a ja jestem w stroju kawalera Gwardii Szwajcarskiej.
*
Jak widzicie, trochę mnie poniosło, ale kto solenizantce zabroni No, dobra, urodziny miałam ponad tydzień temu, ale to w końcu opowiadanie urodzinowe
A jak zakończy się ta historia? Czy bohaterkom uda się uratować przyjaźń i co wydarzy się nad Lago di Garda? Czy Wredny Fejs dokona zemsty, a Sabina i Kasia znajdą znajomego serowara?
I do kogo ostatecznie trafi Planner Pełen Chaosu?
To już w rękach Doroty Wacik i Katarzyny Przesmyk
* Leonardo Moretti/ Facet w Kapeluszu – kto czytał „Wiosnę po wiedeńsku”, ten wie